Come with us
2002
Z epicentrum wielkiej eksplozji zbliżają do nas dwie postacie. Są coraz bliżej, a razem z nimi podąża w naszym kierunku fala uderzeniowa elektronicznych dźwięków. 'Come With Us' zdają się mówić. Tymi postaciami i zarazem sprawcami wybuchu są TOM ROWLANDS i ED SIMONS, twórcy duetu THE CHEMICAL BROTHERS. Zgodnie z tytułem staram się podążać za nimi.

Po wydanym w 1999 roku albumie 'Surrender', po 18 miesiącach spędzonych w studio nagraniowym THE CHEMICAL BROTHERS podali po raz czwarty do stołu. Po dwóch przystawkach zatytułowanych 'It Began In Africa' i 'Star Guitar' oraz 'Galaxy Bounce' z karty menu 'Tomb Raider' doczekałem się dania głównego. Pierwsza degustacja 'Come With Us' zakończyła się niedosytem i ogólnym stwierdzeniem, że niektóre składniki są nie pierwszej świeżości i trafiły do kuchni z poprzedniego dania. ROWLANDS i SIMONS nie sięgnęli po nowe przyprawy, a jedynie do swoich starych zapasów ze znanej już spiżarni. Cóż, z wiekiem podobno smak ulega stępieniu. Mówią także, że apetyt rośnie w miarę jedzenia.

THE CHEMICAL BROTHERS nie podążają za modą na "french touch", obecny wszędzie house, nie spoglądają także w stronę retro jako np. DAFT PUNK na swojej ostatniej płycie 'Discovery'. 'Come With Us' to status quo w stosunku do 'Surrender' i nawet 'Dig Your Own Hole'. Dla jednych będzie to zapewne zaleta, dla innych wada. Faktem pozostanie jednak uczucie, że z THE CHEMICAL BROTHERS uszło powietrze, a ich muzyczna wyobraźnia osiągnęła kres. Trudno bowiem nie dostrzec analogii 'Galaxy Bounce' do 'Elektrobank', 'Come With Us' do 'Hey Girl Hey Boy', a 'The State We're In' z udziałem BETH ORTON do 'Asleep From Day' z HOPE SANDOVAL z poprzedniego krążka 'Surrender' (pierwowzory są zdecydowanie lepsze). Świeżo nie brzmi także kończący 'The Test' z udziałem RICHARDA ASHCROFTA, w którym wykorzystano fragmenty 'Pielgrzyma' CZESŁAWA NIEMENA. Są jednak na 'Come With Us' także dobre momenty.

Ciekawie wypada sam początek - tribalowy, prymitywny, by wręcz nie powiedzieć pierwotny 'It Began In Africa' wydany na pierwszym singlu, miejscami eteryczny, ale jednocześnie bardzo nośny 'Star Guitar' czy 'Hoops' - hybryda electro z elementami THE ASSOCATIONS lub 'Pioneer Skies' (czy tak brzmieliby PINK FLOYD, gdyby startowali w lata 90-tych XX wieku?). Jako całość 'Come With Us' jednak nie wciąga.

Po latach przecierania muzycznych szlaków THE CHEMICAL BROTHERS nagrali płytę przyzwoitą lecz wtórną. Jak na ich możliwości mogło być zdecydowanie lepiej.